22.03.2016

„Szkarłat”

Na­wet w ob­liczu śmier­ci przy­jem­na jest świado­mość po­siada­nia przyjaciela. - Antoine de Saint-Exupéry
Do dzisiaj nie wiem, jak to mogło się stać, że przegrałem. Cała moja walka, pogoń za marzeniami poszła się kochać. Definitywnie. Wszystko to, co kochałem, lubiłem i do czego dążyłem... teraz to nie ma znaczenia. Dosłownie nic. Jeżeli miałbym określić mój stan psychiczny, to stwierdziłbym krótko: pustka. Może to świadomość tego, że niedługo usnę snem wiecznym albo z powodu zaakceptowania tak oczywistej rzeczy jakim była moja słabość? Słabość do podejmowania nieprzemyślanych decyzji, które doprowadziły mnie do takowego stanu? Cóż, jeżeli posiadałbym taką moc, która potrafiłaby przenieść mnie w czasie, choć na chwilę, to zdecydowanie pragnąłbym zobaczyć czas, gdzie ja - wraz z Sakurą i Sasuke - wracamy zadowoleni z misji. To jedyny obraz, jaki chciałbym zobaczyć przed swoją śmiercią. W szczególności moje serce pragnie spojrzeć ostatni raz w głębię tych przepięknych oczu mojego byłego przyjaciela. 
Można sobie pomarzyć do woli w moim przypadku. 
Leżąc bez sił na kamienistej powierzchni i trzymając się za ranę - która w zastraszającym tempie pozbywała się mojego życiodajnego płynu - zastanawiałem się nad tym, co powinienem teraz zrobić. Błagać o szybką śmierć? Wstać i dalej robić z siebie pajaca przed Sasuke; moim katem? Albo zamknąć oczy i oczekiwać na zaproszenie do nieba od moich rodziców? Zresztą... jakiego nieba? Powinienem spłonąć w piekle za te wszystkie niedotrzymane obietnice. Jest mi tak wstyd, że pozostawię Sakurę samą sobie, a przecież obiecałem jej, że zaprowadzę do jej boku Sasuke, choćby świat miał rozpaść się na kawałki. 
I zachciało ci się, Naruto, bawić w zbawiciela mściciela. Masz za swoje.
Gdy składałem tamtejszą obietnicę, nie myślałem o konsekwencjach. Pod wpływem uczuć i emocji zgodziłbym się nawet na zawarcie paktu z diabłem, jeżeli miałoby to pomóc w odzyskaniu przyjaciela z rąk Orochimaru. 
Nie bacząc na własne szczęście, tak myślałem cały czas o tym dupku Uchisze. Po prostu zacząłem wariować, czy to na jego punkcie, czy kij wie. Zasłaniałem się tym, że mnie i Sakurę obowiązuje przysięga. Do cholery, ja nie chciałem się przyznać, że pokochałem tamtego idiotę, że... moje życie wokół niego się toczyło. Że trenowałem i ćwiczyłem nie dla Haruno, lecz dla niego. By zauważył, że nie jest sam, że pomógłbym mu nawet rozwalić wszystkich z własnych rąk. A on albo tego nie zauważał, albo nie chciał tego widzieć. A ja cały czas trwałem w rozdarciu, nie przyznając się do własnych uczuć wobec niego. 
- O ja pierdole, Naruto. - Zagwizdał Sasuke, podchodząc do blondyna. - Co ty taki słaby? Może ci pomóc, co? Przyjacielu? 
Nie odezwałem się, mając cały czas przymknięte powieki, żeby nie widzieć tego brutalnego świata. Żeby nie cierpieć, bo już wystarczająco dużo razy wyłem z powodu niesprawiedliwości kurewskiego życia. 
Uparcie dalej trzymałem zamknięte oczy, nawet wtedy, gdy zimny metal przebijał na wylot moje ciało, mięśnie i żyły w okolicach brzucha. Nie oponowałem; a wręcz z chęcią krzyczałbym Śmiało!, gdybym nie był w tak żałosnej sytuacji i gdybym nie myślał o tak żenujących pierdołach, jakim było moje dotychczasowe istnienie. 
Tak, teraz byłem w pełni świadom wszystkiego, co się we mnie kłębiło. Obietnica złożona przyjaciółce przyczyniła się do przywiązania mnie do Sasuke i koniec końców to w nim odnalazłem sens mojego życia. To wszystko... obecnie sprawiło, że nie potrafiłem podnieść ręki na Sasuke, przypominając sobie przez co przeszedł. A chciałem jego szczęścia i dalej go chcę. Toteż poddałem się, bo możliwe... że gdy zabije mnie, to pozbędzie się wszystkiego, do czego był tak naprawdę przywiązany. Będzie w stanie iść dalej, nie bacząc na przeszłość.
Tak, zdawałem sobie sprawę z tego, że jedyną, ważną dla niego osobą, która przypominała mu dawne czasy z lat drużyny siódmej, byłem ja. 
Nie rozumiem jednak jednego; czemu to musi się tak kończyć? Dlaczego Uchiha tak bardzo pragnie nieszczęścia - bo tak to się zwało w mojej definicji? Przecież moja śmierć na pewno pogrąży go. Sprawi, że w swojej nienawiści zacznie się zatapiać, ale... sam nie miałem już sił na to wszystko. On pragnął zemsty, a ja ciepłego uczucia z jego strony, dlatego też, gdy moje marzenie jest niemożliwe do spełnienia, to pozwolę mu na swój sposób być szczęśliwym. Być dla niego paliwem, by trwał w tej swojej beznadziejności. 
- Ej, odezwij się, kretynie. 
Głos bruneta dochodził do mnie z lekkim opóźnieniem. Braki krwi i kolejna rana zadana mieczem sprawiły, że chcąc, nie chcąc, przed moimi zamkniętymi powiekami pojawiały się obrazy mojej przeszłości, jakbym oglądał to wszystko z widoku trzeciej osoby. Już to nie było z mojej woli, lecz przymusu, przez który przechodził każdy umierający powoli. 
Wreszcie przestałem czuć ten okropny ból. Fizyczny i psychiczny.
Pragnę cofnąć czas. Zmienić bieg wydarzeń, lecz... nie mogę. Ta niemoc mnie irytuje, ale jednocześnie jest po prostu każdą cechą człowieka; jesteśmy pionkami na wielkiej planszy. Rozgrywa się gra, w której możemy być tylko uczestnikami, a nie kreatorami. 
- Sasuke... - wyszeptałem. - Ja...
Każde kolejne wdechy męczyły mnie. Coraz ciężej i dłużej mi to wychodziło. 
- Hm? - Dostrzegłem w jego głosie jakiś strach. Czyżby Uchiha nie wierzył, że tak łatwo mnie zabił? A może się droczył i tak naprawdę nie chciał mnie zgładzić? Kto wie, tego się nie dowiem.
- Ja... - Sięgnąłem dłonią przed siebie, co udało mi się cudem, bo ręka ważyła chyba z tonę. Z satysfakcją poczułem, że dotknąłem drżącej skóry Uchihy. - Ja... - Dlaczego powiedzenie tego tak ciężko mi idzie? Wstyd? Niby przed czym? I tak zaraz tutaj skonam. - Ja... kocham cię. 
W tym samym momencie uchyliłem powieki. 
Przed sobą miałem swojego dawnego przyjaciela. Poznałem go, pomimo tego że zmienił się do niepoznania. Te oczy... dalej niezmienne - choć szkarłatne, to i tak mają w sobie to coś z tych onyksowych, niewinnych tęczówek. 
Tylko czemu ten szkarłat płacze? 

14.03.2016

„Motyl” #1

Ostrzeżenie: Dość nietypowy fanfik. Radzę uważać, bo może nie wszystkim się spodobać (nie chcę spoilerować).

Noga blondyna nerwowo drgała, a dłoń męczyła zużytego peta, obracając go w palcach. Naruto myślał o czymś zawzięcie. Jeśli mógłby, to wypaliłby całą pakę tego świństwa, ale później zostałby się bez niczego, co skutkowałoby przedwczesnym zgonem z braku ilości tytoniu w uzależnionym organizmie. Leniwy wzrok Uzumakiego spoczął na koleżance z drużyny, która najwyraźniej miała czekanie w głębokim poważaniu, bo poprawiała swoje różowe pasma włosów; w końcu co powiedziałby jej książę, gdyby zobaczyłby ją w takim! stanie. Sam sobie się dziwił Naruto w jaki sposób myślał, ale życie go tego nauczyło. Nie wypada być bezkreśnie miłym, bo od kochanego życia dostaje się wtedy bardzo mocno w mordę. A tym życiem często okazywała się zdruzgotana Sakura, która w akcie desperacji potrafiła góry przenosić i zrzucać je na Uzumakiego. 
Myśli błękitnookiego skupiały się na Kakashim i na Sasuke, którzy coś ostatnio uwielbiali się spóźniać. U Hatake było to zrozumiałe, bo tego mężczyzny nikt nie rozumiał w zespole, tak u Uchihy było to... dziwne. Niegdyś to on zawsze pierwszy zjawiał się na misjach, a teraz nawet wychowawca był zmuszony odczekać te pół godziny na podopiecznego. 
Naruto z bananem na twarzy wyobrażał sobie, że Sasuke zaczął wreszcie zarywać do panienek i gorące, nieprzespane noce go tak dobijały i sprawiały, że zasypiał na wyznaczone godziny. A teorię tę potwierdzały wory pod oczami szanownego pana Uchihy oraz zapach damskich perfum. Blondas nie dzielił się z nikim swoimi domniemaniami, bo domyślał się, jakby mogła zareagować Haruno, która łudziła się, że jeszcze zdobędzie skamieniałe serce zadufanego w sobie Sasuke. 
Naiwna jak zawsze. Chyba nigdy się to nie zmieni. - Westchnął, wyrzucając wreszcie ten biedny, niczemu nie winny, pet z łap za siebie. W wielkim stylu zaczesał cuchnącymi palcami swoje sterczące, blond kosmyki włosów, w ten sposób naśladując zirytowaną Sakurę. A tak naprawdę, to, serio, ten wiatr zaczynał robić się coraz bardziej męczący.
- Ej, Naruto - zaczepiła go Sakura. - Co oni wyprawiają? - spytała się, choć wiedziała, że nie uzyska satysfakcjonującej odpowiedzi.
- Nie wiem. Może się razem miziają? Ała! to bolało, wiesz?! - Ta uwaga spowodowała oczywistą reakcję u uczennicy Tsunade; solidne uderzenie otwartą dłonią w policzek. 
- Nie żartuj sobie tak! A może coś im się stało, pomyślałeś o tym?! 
- Ta... jasne - szepnął do siebie, bo nie widziało mu się oberwać kolejny raz w drugi polik. Trzymając się za pulsujący ślad po uderzeniu, zauważył kątem oka nadchodzącego Hatake. 
Białowłosy nie spieszył się, bo sam dostrzegł, że kogoś brakuje do pełnego składu. Nie dziwił się na takowy stan rzeczy, bo chyba jako jedyny z całej tej gromady wiedział o powodzie, dla którego ostatnio Uchiha zaczął się spóźniać. Ale na prośbę milczenia nic nikomu nie miał zamiaru mówić, więc pozostało rżnąć głupa przed podopiecznymi. I tak nie umieli dostrzec kłamstwa na twarzy i w głosie Kakashiego, co mu znacznie ułatwiało tę sprawę z tajemnicą. 
- Yo. - Tradycyjnie się przywitał, unosząc lekko do góry prawą dłoń w geście powitania. - Widzę, że jak zwykle w komplecie. 
- Proszę pana, niech pan nie żartuje! - odezwała się Sakura, zaczynając odchodzić od zmysłów. - Ja tutaj się martwię! 
- Nie masz o co, Sakura. Spotkałem go po drodze i zaraz powinien się tutaj zjawić. Kochany braciszek zapomniał zrobić zakupy i musiał się teraz pofatygować o to sam Sasuke. 
Nastała głucha cisza po tych jakże przekonujących wytłumaczeniach Kakashiego. Naruto jak i Sakura najwyraźniej nie dali się na to nabrać, mając skwaszone miny.
- Kłamiesz - odpowiedzieli niemalże w chórze, przerywając ten moment zadumy. 
Dwójka towarzyszy powiedziałaby coś więcej, gdyby nie zauważyli nadchodzącego bruneta. Nie wyglądał na zmachanego, zmęczonego ani zziajanego, więc tłumaczenia Kakashiego można było uznać teraz za wierutne kłamstwo. Jednak nauczyciel nic się nie odezwał, pozwalając Sasuke na wejście smoka. Wymienili się obaj spojrzeniami, jakby przekazywali pomiędzy sobą jakieś informacje, co nie umknęło uwadze Naruto. Blondyn zaczynał wyczuwać coraz większy szwindel, natomiast Sakura była tak zajęta zachwytem nad chłopakiem, że przez myśl nie przeszło jej czegokolwiek podejrzewać. Uzumaki miał już się do koleżanki odezwać, ale ta szybko podbiegła do Uchihy, przytulając się do jego prawej ręki, co wyglądało nieco komicznie; zmęczony życiem Uchiha z różowym wrzodem na prawym boku.
Sasuke miał się odezwać, lecz lament Sakury skutecznie wybił mu to z głowy.
- Tak się o ciebie martwiłam! Dlaczego każesz mi się tak martwić, co?! - Odsunęła się od niego, zakładając ręce na piersiach. - Masz tego więcej nie robić! 
- Powiedzmy - skwitował krótko Sasuke, nawet jej nie słuchając. Wyminął Haruno, która chciała storpedować go większymi żalami. - Cześć, Naruto, Kakashi. 
- Co tak wcześnie? - rzucił zgryźliwie Naruto, nie kryjąc swojego złośliwego uśmieszku. - My tu właśnie rozgrzewkę mamy, no i myślimy co zjeść na obiad, bo się zmęczyliśmy. 
- Idiota jak zwykle w formie... - Za Sasuke grzmiała złowrogo Sakura, krzycząc "Naruto!", jednak wszyscy ją zignorowali. - To jak, idziemy, Kakashi? - spytał się Uchiha, poprawiając przydużą bluzę na sobie, co uważnie obserwował Uzumaki.
Odkąd blondas pamiętał, to Sasuke często ubierał luźne ciuchy. Nigdy też nie wykazywał chęci na zdjęcie tych szmat z siebie, gdy gorąco niemalże zabijało wszystko i wszystkich. Pamiętał, jak kiedyś zatrzymali się w malutkiej wiosce na totalnym pustkowiu podczas zadania i, oczywiście, Sasuke zażądał oddzielny pokój w gospodzie. A ile się stroił w łazience rano... Z początku Naruto myślał, że Sasuke jest gruby i się tego wstydzi, ale z czasem zaczął myśleć poważnie; może ma blizny? Albo po prostu wstydził się, bo sam siebie nie akceptował? Rety, dziwnie to zabrzmiało, ale wszystko mogło okazać się prawdą. No i Uzumaki obawiał się, że ta cała szopka z ciuchami była zamieszana w to całe spóźnianie się przyjaciela. A nie od dzisiaj o tym myślał, lecz wcześniej bagatelizował te domniemania, a teraz... a teraz Uchiha zaczynał coraz to bardziej dziwacznie się zachowywać.
Cóż, czas pokaże. - Naruto wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów. - Będę cię obserwował, Sasuke. 

***

Tytoniowy dym ulatniał się tak szybko jak się pojawiał. Blondyn brał szybkie i głębokie wdechy, podziwiając ten paskudny smak papierosów. Z czasem, gdy zaczęło mu się nudzić, zaczął krzywić usta przy wypuszczaniu dymu, jakby chciał coś ze śmierdzącej chmury utworzyć. Jednak nic oprócz bezkształtnej masy mu nie wychodziło. Porzuciwszy podirytowany to zajęcie, spojrzał zaintrygowany na Sasuke, który trzymał się na uboczu. Natomiast Sakura i Kakashi rozmawiali ze sobą, choć Naruto nie zagłębiał się w sens ich rozmowy, skupiając całą swoją uwagę na tajemniczym koledze. 
- Sasuke. - Zwolnił, aby wyrównać z nim chód. - Gdzie cię dzisiaj wcięło, co? - Miał prawo o to pytać, bo raz, że się o niego martwił jak o kumpla, to dwa, że poczuł się niejako urażony brakiem wytłumaczenia się przez Uchihę.
- Niech cię to nie interesuje.
- Ale ja jestem ciekawy, no! Zawsze się spóźniasz z godzinę, a dzisiaj to był cud, że zaraz po panu Kakashim się pojawiłeś - zauważył trafnie Naruto. - Wiesz, mnie możesz wszystko powiedzieć. Ja jestem obiektywny, nie jak Sakurka. 
- Ty i obiektywizm? Ty wiesz w ogóle, co to znaczy? 
- A ty wiesz, co to jest zegarek i budzik? - odwarknął blondyn, robiąc kilka szybszych kroków, bo coś czuł, że nie dogadałby się z nim. Zresztą jak zwykle.
Uchiha odpowiedziałby mu, ale nie miał sił się sprzeczać z Uzumakim. Cokolwiek nie powiedziałby, byłoby źle. Doskonale znał błękitnookiego i dojście z nim do porozumienia bywało naprawdę ciężkie i nieznośne. Choć zmienił się i to mocno przez te kilka lat, to dalej w głębi duszy pozostał dzieckiem i właśnie to dziecko często się przez niego przemawiało. Uchiha uważał to za cechę rozpoznawczą u Uzumakiego tak jak u niego był spokój ducha i opanowanie. Dwa różne światy, a pomimo tego dalej byli w stanie na siebie patrzeć. Ba, przecież oni nazywali się najlepszymi przyjaciółmi.
Onyksowe oczy spojrzały beznamiętnie na zachmurzone niebo.
Ciekawe na jak długo to wszystko się utrzyma... 

***

Załatwienie spraw poszło dość opornie i ciężko. Z początku wydawać mogłoby się, że walka ze zwykłymi ludźmi, co tylko miecz na oczy widzieli, będzie prosta jak kij od miotły. Jednak zaskoczenie wzięło górę, gdy drużyna siódma zauważyła, że to wszystko było pułapką i mieli do czynienia z o wiele groźniejszymi oponentami, aniżeli ze zwykłymi mieszkańcami odludnej wioski. Lecz wygrana była przesądzona, kiedy to kilku mężczyzn rzuciło się na Haruno w celu szybkiego pozbycia się jej, bo przekonani byli, że jak kobieta, to musi być słaba. I nie mylili się za bardzo. W obronie stanął Sasuke i chcąc, nie chcąc, oberwał ostrym narzędziem w brzuch. Nie pozwoliwszy się dotknąć przez medyka, odsunął się, żeby móc obserwować walkę z oddali, bez obawy o dalsze rany. Naruto i Kakashi ze zmęczeniem i kilkoma siniakami wrócili, gdzie jeden z nich miał w dłoni spory worek z pieniędzmi. 
A wszystko toczyło się o ukradzione złoto z innej, równoległej mieścinki i kiedy słowa porozumienia odbijały się jak groch od ściany, miasto podjęło taką, a nie inną decyzję, by wezwać kogoś do pomocy. I tak o to czwórka bohaterów z Konohy wracała do miasta ze zgubą i ogromną chęcią powrotu do rodzimej osady. 
Sakura, winiąc siebie o stan zdrowia ukochanego, chciała nawet i siłą zaciągnąć go do krzaków i wyleczyć, bo krwawiąca rana niczego dobrego nie świadczyła. No... musiała oddać swój różowy sweter, żeby Sasuke nie zakrwawił się na śmierć. I tak o to z różowego zrobił się brunatnoczerwony, zatracając swój idealnie landrynkowy kolor. Jeśli Naruto doprowadziłby do takowego stanu, to byłoby pewne, że zginąłby nie od ran, a przez piąchę koleżanki lub w ogóle nie podałaby swojego cieplutkiego, urodziwego sweterka. Jednakże był to Sasuke i Sakura poczuła, że to świetna okazja do zaimponowania i wynagrodzenia krzywd Uchisze. A brunet miał to, tak szczerze, wszystko gdzieś. Nie obchodziło go, co myśli sobie zawzięta i uparta dziewucha. Marzyło mu się znaleźć w ciepłym pokoju i wziąć relaksującą kąpiel. Cieszył się, że kunai nie rozerwał całkowicie bluzy i materiału na klatce piersiowej, bo prawdopodobnie zapadłby się pod ziemią. To cud, za który dziękował Bogu, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej.  Szczęście w nieszczęściu. Teraz, zamiast przejmować się stanem swoich rzeczy, mógł martwić się o stan swojego zdrowia, bo utracił trochę tego karmazynowego płynu i zaczynał odczuwać skutki tego, mając na myśli zmęczenie. 
Oczom całej grupy ukazała się dość zaniedbana kamienica. Był to dobry znak, bo prawdopodobnie znajdowali się na miejscu oddania ważnego skarbu, chociaż nie pomyśleliby się, że mieścina, mając tyle pieniędzy, nie zainwestowała w renowację budynków. A że ciemność zaczęła zapadać wraz z nocą, to miejsce zaczęło robić się mało przyjazne i wręcz odstraszające. Jakby weszli do terenu dawno opuszczonego, choć zadbane drzewa, krzaki i kwiaty pokazywały co innego, że jednak ktoś tutaj jest. 
Z dość dużego domu wyszło przepiękne dziewczę bardzo kontrastujące się z okolicą. Jej zadbane blond włosy beztrosko opadały na jej ramiona, a na sobie miała bladozieloną suknię do kostek tak zwiewną, że każdy podmuch wiatru wprawiał ją w taniec
- Dzień dobry! Jesteście zapewne z Konohy, mam rację? - Jej poliki momentalnie zarumieniły się, a usta wykrzywiły w lekkim uśmiechu. - Jestem Sawako, córka właściciela tego miasta. Obecnie jest po za granicami i poprosił mnie, bym odebrała skarb.
- Tak, jesteśmy właśnie stamtąd. I tu mamy waszą własność. - Naruto bez pomyślunku podał ciężkawy worek drobnej kobiecie, na co zaraz odezwała się Sakura:
- Pomyślże trochę! Może zaniósłbyś sam, a nie dawał coś tak ciężkiego kobiecie? Szacunku trochę.
- Nie trzeba. Bardzo wam dziękujemy. - Sawako ukłoniła się. - Dużo zrobiliście, odbijając naszą wartość od tych złodziei. Bo wiecie... jesteśmy z nimi w konflikcie i sami potrzebowali odrobinę złota. A jak widzicie, zbieraliśmy dość długo i sporo rzeczy nadaje się do remontu. 
Sasuke trochę gorzej się poczuł, przez co był zmuszony usiąść na lekko mokrawej ziemi. Zauważyła to Sawako, która odrobinę się zszokowała stanem mężczyzny. 
- Nieważne - wymamrotała, kończąc tym samym dyskusję na tamtejszy temat. - Lepiej idźcie do naszej gospody. Jest tuż obok, po prawo. - Zmartwiła się brunetem, jednak miała inne sprawy na głowie; zanieść sporą sumę pieniędzy do domu i zamknąć w sejfie, by znowu nie przyszło komuś do głowy odebrać jej to sprzed nosa. Dlatego niemalże nakazała czwórce, żeby poszli odpocząć, bo nie narazi rannego na tak długą drogę w nocy. Bez odpoczynku i opatrzenia.
Jak mogli się sprzeciwić? Posłusznie więc poszli w kierunku gospody, uprzednio Naruto biorąc Sasuke niemalże pod pachę. 

***

Oburzenie różowowłosej sięgnęło zenitu. Sama w Kakashim w jednym pokoju? Jest dziewczyną, do cholery! A nawet jeśli, to wolałaby być przy boku swojej miłości życia, a nie z nauczycielem. 
- Zgłaszam sprzeciw! Dlaczego ten debil ma być z Sasuke?! - Wskazała paluchem wprost w zażenowanego blondyna, który wstydził się za zachowanie koleżanki. - Dlaczego ja nie mogę być z nim, no?! Tobie zawsze wszystko się udaje, Naruto. Ale wiesz co dokładnie? Zniszczyć moje marzenia i plany! Zawsze się wtrącasz!
- Spokój, spokój. - Hatake starał się jakoś rozładować tę napiętą atmosferę. - Zrozum, Sakura, że są tylko dwa wolne pokoje, no i Naruto będzie lepszym kandydatem dla Sasuke, bo...
- Bo jesteś wstrętna i mam cię dość - Sasuke nie wytrzymał tego paskudnego jazgotu i w tej sytuacji z chęcią zamordowałby dziewuszysko, które darło się wniebogłosy i odwalało scenę wziętą prosto z komedii. - Chodź, Naruto - polecił kumplowi, żeby ten nie stał jak ten dupek i zaprowadził go na górę do ich pokoju.
A Sakura sobie tak stała z rozdziawionymi ustami w niemym szoku. Totalnie skamieniała po usłyszeniu tych słów, jakby momentalnie świat rozpadł jej się na kawałki.
- Jestem, jakby co, w naszym pokoju. Daj znać, gdy ci przejdzie. - I Hatake postanowił się ulotnić, sam zastanawiając się, czy jego podopieczni są aby już dorośli, czy jeszcze nie wyrośli z czasów Akademii. 

***

Sasuke wreszcie miał czas przemyśleć sobie wszystko, co nieco, gdy został sam w malutkiej łazience. Dzisiejszy dzień nie należał do najprzyjemniejszych i na dodatek nabawił się rany podczas misji. Świetnie. Jakby nie posiadał wystarczająco problemów, które prawdopodobnie będą prześladować go do końca życia. Teraz, gdyby nie posiadał osobowości gbura, zapewne Naruto nie odklejałby się od niego zapewne do zdania raportu Tsunade z tego zadania. Uzumaki również martwił się o przyjaciela i jedynym sposobem na pozbycie się go, było wysłanie blondasa do pobliskiego sklepu w celu zakupu dobrej, malinowej herbaty pod pretekstem, że tylko ją Sasuke pije. No co? Przecież już nie krwawił, a taka troska była upierdliwa. Nie potrzebował drugiej Sakury obok siebie.
Uchiha przemył wannę prysznicem, po czym odkręcił kurki w celu napełnienia jej gorącą wody najlepiej po brzegi. Brunet był przemęczony, obolały i marzył o chwili odpoczynku i śnie. 
Podczas, gdy strumień wody głośno szumiał, sięgnął dłonią do zapięcia bluzy. Na chwilę zawahał się, sprawdzając, czy ktoś aby na pewno nie przechodzi. Wyczuwał niby czakrę Sakury i Kakashiego, ale oni zapewne przebywali we własnym pokoju, dlatego nie zawracał sobie nimi głowy Uchiha. Chociaż miał wątpliwości; zawsze ogarniał go lekki strach, kiedy musiał rozebrać się w obcym miejscu. nie wiedziałby, jakby zareagował, gdyby ktoś poznał tajemnicę; powód, dla którego Sasuke tak bardzo od wszystkich się oddala; dla którego nie pozwala zaglądać innym sobie pod koszulkę; dla którego... jego życie stało się piekłem.
Wziąwszy głęboki wdech, rozpiął zniszczoną już bluzę, po to by powolnie ją z siebie zdjąć. Ręce mu drżały, a oddech przyspieszył. Żeby mieć to już z głowy - szybkim ruchem zrzucił z siebie czarną koszulkę. Poliki nastolatka ze wstydu przybrały kolor czerwony. Ilekroć patrzył na materiał zakrywający klatkę piersiową, wszystko zaczynało mu się przypominać, a miał ją przecież cały czas na sobie. 
Kiedy połowa ciuchów leżała na ziemi, równie prędko spodnie jak i bielizna dołączyły do bluzy, koszulki i ubabranego swetra Sakury. 
Teraz zostało tylko jedno; ściągnąć te bandaże z klatki piersiowej. 
Już sięgał do nich ręką, gdy do uszu Uchihy dotarł odgłos skrzypnięcia drzwiami. Momentalnie Sasuke wryło w ziemię, trzymając w dłoniach początek materiału bandaża, który był w połowie zdjęty. Skóra bruneta momentalnie pobladła i przykryta została cienką warstwą potu. Nie wiedział, co ma zrobić. To był koniec.
Naruto również wystraszył się takiego, a nie innego widoku. Rozumiał, że Sasuke będzie nagi, ale żeby...
Miał cycki?
- O kurwa... - Zamknął grzecznie za sobą drzwi, wracając z powrotem do pokoju. Jakby nie wierzył w to, co widział. - Powinienem ograniczyć palenie... 
Sasuke miał cycki. Ja pierdolę.

6.03.2016

„Zakład”

Drżące usta sunęły po delikatnej skórze mężczyzny, dokładniej poznając jej strukturę. Nie potrafił nacieszyć się tym ciepłem, smakiem i miękkością, pragnąc więcej i więcej. Blondyn domyślał się, że jego pożądanie było jednostronne, aczkolwiek nie przeszkadzało mu to w tym, by kontynuować powolne i drażniące pieszczoty po szyi przyjaciela. Gdyby tylko mógł, to Uzumaki dawno zerwałby z niego ten zbędny materiał koszulki i zgłębił się dalej ze swoimi ustami oraz językiem, który to zaraz rozpoczął naznaczanie mokrego śladu za sobą. Było to swojego rodzaju narkotykiem dla błękitnookiego. Mówi się, że jak się czegoś raz zakosztuje, to się już nie przestanie; była to najczystsza prawda w tym przypadku. Od dawien dawna Uzumaki pragnął naciągnąć Sasuke na to, by dał się dotknąć lub chociaż trochę polizać. A teraz - wreszcie! - miał do tego święte, przenajświętsze prawo. 
- Musisz się postarać. - Pokręcił demonstracyjnie głową Uchiha, patrząc na przyjaciela spod przymrużonych powiek. - Jeżeli myślisz, że mi się to spodoba, to się grubo mylisz. - Westchnął, chcąc podkreślić to, że zamiast dźwięków aprobaty są odgłosy znudzenia. Chociaż to była półprawda z tym kompletnym nudzeniem się.
- Zamknij się, no. - Naruto odczepił się od jego aksamitnej skóry. - Zakład, to zakład. Nie poddam się, nie licz na to.
Do teraz Sasuke zastanawiał się, jak mógł zgodzić się na tego typu rodzaj zakładu. Pomimo tego, że z wczorajszej imprezy urodzinowej Sakury nic nie pamiętał, w przeciwieństwie do Naruto, to - na litość boską - nie mógł się do takiego stopniu schlać, żeby iść na takie układy. 
- Te, Sasuke! Myślisz, że nie dam rady sprawić, byś jęczał jak prostytutka?! - grzmiał Naruto cały czerwony na twarzy jak pomidor. Bynajmniej nie z powodu rozpoczętego tematu.
- Powodzenia, idioto - skwitował Uchiha, biorąc ostatni łyk alkoholu do ust. - Jako że przegrasz, bo to pewne, to będziesz musiał podejść do swojej Sakurki i ją klepnąć wiadomo-gdzie. Ale to porządnie. Już widzę, jak wracasz z połamanym ryjem. - Nie krył się z wielkim rozbawieniem.
- Ach, tak?! Za to ty będziesz na moje zawołanie do końca tygodnia! Będziesz robił wszystko - złapał go za koszulę, przyciągając do siebie - co ci karzę. Zro-zu-mia-no? - przeliterował, rzucając tym samym wyzwanie swojemu kumplowi. 
I tak to się zaczęło. W tamtej chwili Sasuke było na rękę, kiedy rozpocznie się ten cały cyrk na kółkach, ale wtedy nie myślał o konsekwencjach. Był tak samo głupi jak blondyn, który obecnie starał się ze wszystkich sił doprowadzić Sasuke do odczuwania przyjemności z ich dziwnego i niezrozumiałego spotkania. 
To nie tak, że Uchiha nie znosił blondyna. Uważał, że są odmiennymi światami. Jak woda i ogień, światło i mrok, dzień i noc. Choć nie dogadywali się za często, to obydwoje twierdzili, że jest w tym coś pociągającego; kto się lubi, ten się czubi. No i było o czym gadać całymi dniami, gdy się spotykali w barze, czy to na placu zabaw, który świecił pustkami od kilku lat praktycznie cały w ruinie. Każdy miał co innego do powiedzenia, uzupełniając nawzajem ciekawe informacje z ich świata towarzyskiego. Sasuke i Naruto nie musieli też za dużo mówić, by się porozumieć. Bez problemu potrafili odgadnąć własne uczucia, troski, zmartwienia, marzenia i radości. Choć wystarczyła mała iskra, by rozpętać między nimi piekło, to pomimo tego obydwoje uważali, że w tym wszystkim jest coś pięknego. Jeżeli rozdzieliłoby się tę dwójkę, to prawdopodobnie zaraz zaczęliby za sobą tęsknić. Tylko że... w przeciwieństwie do Naruto, Sasuke bardziej ukrywał tę oczywistą prawdę. Z natury był małomówny, niedostępny dla innych, toteż mówienie o tym i przyznawanie się otwarcie do tego było dla niego niemożliwe. Prędzej od blondyna usłyszałoby się, że są najdroższymi kumplami i oddaliby życie za siebie, aniżeli od wiecznie zamkniętego w sobie Uchihy. 
Możliwe, że przez tę więź, która ich łączyła, Sasuke nie zdecydował się na dość oczywisty ruch, aby wycofać się z tego chorego zakładu. Sumienie podpowiadało mu, że blondyn w głębi duszy sam tego pragnął, ale jak znał tego idiotę, to nigdy nie przyznałby się akurat do czegoś takiego. A Uchiha chciał tylko sprawdzić, czy te przypuszczenia odnośnie jego przyjaciela były prawdziwe; sam nie wiedział, co zrobiłby w przypadku, gdyby to wszystko okazało się najczystszą prawdą. Jednakże... Naruto nie potrafił ukryć własnych uczuć - to była firmowa umiejętność bruneta - toteż dziwił się, że ten nie wykazywał się ogromną fascynacją i podnieceniem. 
Naprawdę, zadziwiasz mnie, Naruto.
Natomiast Naruto nie skupiał się obecnie na ukazywaniu własnych przeżyć. Obecnie starał się, aby jego ruchy doprowadziły Uchihe do obłędu, a jak można było zauważyć - nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Tak przynajmniej się zdawało Uzumakiemu, który z nieukrywanym niezadowoleniem, ściągnął z niego bordową koszulkę, tylko po to, by nareszcie dorwać się do jego torsu, brzucha i brodawek, które aż prosiły się o mocną dawkę pieszczot.
- Nie poznaję cię - rozpoczął temat, bo Uchiha nie mógł znieść tej ciszy przerywanej oddechem blondyna.
- To poznaj mnie na nowo, co za problem. - Wzruszył ramionami, przystawiając usta w pobliżu sutka chłopaka. Uśmiechnął się z duszy złośliwie, zahaczając zaraz językiem wypukły punkt. Ton głosu mężczyzny wydawał się bardzo poważny, niepodobny do nierozsądnego blondyna.
Uchiha mocno zacisnął wargi, starając się nie dać po sobie znać, że ten ruch cokolwiek zmienił. Powoli domyślał się, że to wszystko nie mogło być przypadkiem i że naprawdę Uzumakiemu na tym zależy; na tej bliskości. Już nie raz miał okazję doświadczyć czegoś podobnego, gdy ten półprzytomny na koloniach potrafił go przytulić albo jak był pijany i o mały włos, a usta blondyna zetknęłyby się z brunetem. Ale takie sytuacje Sasuke tłumaczył niewiedzą kolegi o bożym świecie, a co dopiero o jego czynach. 
- Już cię poznałem. Dzięki za otworzenie mi oczu, skarbie - ostatnie słowo dodał z niejaką ironią, łapiąc blondasa za ramiona, by tylko go przewrócić na bok. - Ten zakład to pretekst, co? Poznałem to po twoim tonie głosu i odpowiedzi. Wiesz, że przede mną nic nie ukryjesz. Bycie pijanym ci nie służy.
- Że co?! - oburzył się zaraz Naruto. Serducho momentalnie mu podskoczyło do gardzieli, bo prawda mocno go zabolała. Jednak starał się rżnąc głupa, byleby nie dać po sobie znać, że to go ruszyło. - O co ci chodzi? To ma być twoja zagrywka? Jeżeli chcesz wiedzieć, to nie rzucam słów na wiatr, debi...
Gadatliwe wargi mało inteligentnego mężczyzny zostały stłumione przez dość mocny całus bruneta, który miał szczerze dość tej całej dziecinady. Przejrzał go i był tylko ciekaw, jak ten będzie się wymigiwał od własnych przekonań i uczuć. Musiał przyznać, że takie coś było w jego wykonaniu bardzo urocze - to jak szukał wymówki, a on i tak znał prawdę. Chyba nie znalazłby innej okazji, aby przeżyć podobną scenę do tej.
Uzumaki natychmiast oniemiał i zgłupiał jednocześnie, o ile był w stanie bardziej stać się głupi niż był. Czyżby śnił na jawie? Czyżby ten cham, zapatrzony w siebie dupek to robił? Aż z ciekawości uszczypnął się w bok, aby dojść do wniosku, że to nie był sen. Na Boga, sam nie wiedział, czy się cieszyć, śmiać, czy płakać - choć to ostatnie wydawało się w tej chwili najbardziej na miejscu, zważywszy na to, że Naruto miał na uwadze niecną intrygę zdemaskowania siebie przez Sasuke. Starał się nie skupiać na tym, że coraz to bardziej żarliwe wargi bruneta przygniatały jego malinowe usta, drażniły językiem i ogólnie sprawiały, że w głowie blondyna powstawał mętlik i coraz ciężej było powstrzymać się przed okazaniem aprobaty. Oddech stawał się coraz cięższy i cięższy, a poliki przybierały rumiany odcień.
To zdecydowanie szło w odwrotnym kierunku niż miało iść.
- Sa-sasuke! - sapnął blondas, wierzgając łapami, byleby tylko ten natręt raczył odsunąć się chociaż na centymetr. - Co ty wyprawiasz, co? - Starał się uspokoić swój niespokojny oddech. - Przecież to ja miałem...
Uchiha przytknął wskazujący palec do czerwonych, od żarliwego całusa, ust przyjaciela.
- Uspokój się, idioto. Ty nie potrafisz doprowadzić spraw do końca.
- Bo mi nie dajesz - wymamrotał przez irytującego palucha. 
Sasuke wziął głęboki wdech.
- Co ja mam biedny poradzić, gdy aż się prosisz, by ci pomóc? Wyglądasz jak cnotka wtedy. - Wzruszył ramionami jakby nigdy nic, nie ukazując po sobie ani cienia uśmiechu, czy grymasu. W ten sposób chciał wprowadzić w Naruto nutkę niepewności i kolejnych zmagań z teoriami na temat myśli czarnowłosego towarzysza. 
- Pomóc? - odezwał się niepewnie po dłuższym czasie, gdyż zapomniał języka w gębie po takiej odpowiedzi. - A-ale przecież... - zamilkł w ostateczności, kiedy wścibskie dłonie Uchihy wtargnęły pod materiał spodni, by zatrzymać się na pośladkach chłopaka i ze złośliwym uśmiechem zacisnąć szczupłe palce na nich. 
- Cii... Już ci mówiłem. Masz się uspokoić.
Sasuke obserwował to z rozbawieniem, śmiejąc się w myślach, że wcześniej tego nie dostrzegł. Trochę ciężej to rozpoznał u blondasa, bo, w przeciwieństwie do Sakury i pozostałej reszty gromady dziewczyn co mogą pochwalić się tylko swoją łatwością, ukrywał to dość dobrze i w miarę długo, a to niesamowicie zaskoczyło Uchihę. Nigdy nie podejrzewałby o to przyjaciela, że i on również pała rządzą do tej samej płci. Każdy wiedział, że nierozgarnięty życiowo chłopak podkochiwał się w brzyduli zwanej Haruno, a tu proszę - niespodzianka. Pretekst? Przykrywka? A może biseksualizm, którym nie chciał się chwalić, hm? Sasuke pragnął dzisiaj dowiedzieć się wszystkiego o Uzumakim, bo tego to tak nie pozostawi. Zmarnowałby szansę na tak szczerą rozmowę, której żadna strona nie podjęłaby się, bo po co wracać do czegoś po czasie? Kolejne wymówki, kolejne tłumaczenia. 
Uzumaki nigdy nie wpadłby na to, że jego przyjaciel był gejem i to w najczystszej postaci. Niby tak; odstraszał od siebie cycate adoratorki, tłumacząc im, że nie grzeszą rozumem, ale za to śmierdzi od nich dziwkarstwem, a on nie tykał zużytych przedmiotów. Zazwyczaj panny uciekały z płaczem lub podejmowały inne próby zarwania do przystojnego potomka rodziny Wachlarzu. Z jednej strony Naruto cieszył się na taki obrót sprawy, zaś z drugiej miewał wątpliwości. Zapewne obecnie zamienił się umysłem z kobietą, która przeżywała paskudną miesiączkę, bo w sposobie myślenia mało co się od takowej różnił. Nie umiał się na nic zdecydować. 
Wargi bruneta ponownie rozpoczęły wędrówkę tym razem po płonących od rumieńców policzkach, z satysfakcją dostrzegając lekkie wzdrygnięcie się blondyna na tak mały ruch. Nie przerywał jednak, kontynuując, ustami sięgając za ucho, by tam drażliwie czubkiem języka zaznaczyć mokry ślad, który wywołał u kochanka gęsią skórę. Skomentowałby to, ale usta jak i język miał w tejże sytuacji zajęte.
Jedna dłoń wysunęła się spod bielizny i spodni, by zahaczyć o lekko umięśniony brzuch i sunąć nią coraz wyżej, aby zatrzymać się na różowym sutku. Opuszki palców lekko uszczypnęły jeden z nich, by zaraz zakleszczyć się na nim i rozpocząć czułości na tym skrawku ciała. Gdy tylko zaczął męczyć brodawkę blondyna, obracając ją, podszczypując, z krtani przyjaciela wydobył się cichy pomruk. Brzmiał, jakby Uzumaki się poddał i nie zamierzał kryć tego, że podobały mu się zagrywki Sasuke, który natomiast słuchał i obserwował towarzysza z ukrywaną... radością? Prędzej wesołością. 
Po raz kolejny błękitnooki został przekręcony, by leżał posłusznie na plecach. Uzumaki z westchnięciem zauważył, jak ciepłe i szorstkie ręce Uchihy opuszczają swoje miejsca. Spojrzenie obu przyjaciół skrzyżowało się, gdy starszy z nich postanowił usiąść na biodrach temu młodszemu, bardziej uległemu. Żaden z nich nie spuszczał wzroku od tego drugiego, jakby toczyli wzajemną bitwę. Czyżby Naruto łudził się, że Sasuke nie wiedział o tym, że jemu podobało się to? 
Bezceremonialnie Sasuke zacisnął dłonie na kroczu Uzumakiego, kiedy tylko lekko się z niego zsunął, by tego dokonać. Obserwowanie zmian na twarzy jasnowłosego było niezwykle zadowalające i ciekawe, zważywszy na to, że jego uczucia na twarzyczce mieniły się jak w kalejdoskopie. I pomyśleć, że to on miał być dzisiejszego dnia na dole, a ten głupek na górze. Znając siebie, z tego spotkania pozostałby niesmak, bo ciężko doprowadzić Sasuke do zmiany wyrazu lica - teraz też niczego po sobie nie pokazywał. Jeszcze Naruto zraziłby się i co? Jeszcze strzeliłby focha i przez tydzień nie odzywałby się o niego i co? Chyba z nudów Sasuke zacząłby przyjmować podrywy dziewcząt, by wzbudzić zazdrość u przyjaciela.
Naruto wziął głęboki wdech, gdy tortura powróciła. W tempie żółwia paluchy rozluźniły się, aby z powrotem zacisnąć się. I tak w kółko. Z początku znów blondyn powstrzymywał się przed cichymi pojękiwaniami, ale z czasem zaczęło robić się to coraz bardziej przyjemne i jednocześnie wkurzające, nie potrafił się powstrzymać. Elektryzujące dreszcze rozchodziły się po całym ciele, kumulując się w jednym miejscu - podbrzuszu. Przez to wszystko zaczęło być mu gorąco, pragnął więcej, a co najgorsze - miejsca w bieliźnie i spodni było mniej. 
Przysięgam, zabiję cię, Sasuke, po tym wszystkim! 
Nie wytrzymał tego momentu, w którym ręka Sasuke zacisnęła się na gorącym palu. Sam nie wiedział, kiedy zdążył zsunąć z niego odzież, aby móc dostać się do pragnącej czułości męskości. Oczywiście w tym całym zdarzeniu ucierpiała dłoń Naruto, bo boleśnie się na niej zagryzł, w cholerę zawstydzony poczynaniami przyjaciela. Oddech zrobił się momentalnie gwałtowny i nierównomierny, zależny od ruchów Uchihy. A ten wcale nie zamierzał dać szybko spokoju Naruto; większą frajdę sprawiało mu to, aby sam poprosił go o to, żeby skończył. Ot, taki cios na honorze  i psychice Uzumakiego. Dlatego puściwszy penisa, opuszkami badał jego strukturę, dokładnie badając widoczne żyły i napiętą skórę i mięśnie. Od czasu do czasu postanowił podrażnić żołędzia kochanka, delikatnie podszczypując go, smyrając. A przez ten czas Uzumaki ledwo oddychał i miał wrażenie, że zaraz wyjdzie z siebie i stanie obok. To stawało się coraz bardziej nie do wytrzymania, co skutkowało niekontrolowanymi pojękiwaniami i pojawieniem się potu na całym ciele.
- Cienko - nie powstrzymał się od komentarza Sasuke. - Naprawdę, cienko. To początek, a ty już zachowujesz się jak dziwka. - Uniósł ciekawy brew do góry, biorąc gwałtownie do ręki drżące prącie. blondyna. - Już, już. Skrócę twoje męki.
- Ty... dupku! - wyjęczał biedny Naruto. Tak dać się znokautować. Jeszcze ta gwałtowność spowodowała machinalne zatrzaśnięcie się zębów, żeby nie wydusić z siebie żadnego odgłosu. Oczywiście nie trafił i zahaczył z całą siłą o dolną wargę, powodując, że jego usta powoli zapełniały się metaliczną cieczą. 
Dziwne zachowanie nie przeszło obojętnie Sasuke, bo ten zaraz przylgnął wargami do skaleczonego idioty, aby bezpardonowo wtrącić się swym językiem do wnętrza i zacząć gładzić zakrwawione wgłębienie szorstką powierzchnią języka. 
Z przyjemnością Uchiha wsłuchiwał się w pojękiwania, pomruki i westchnięcia tłumione przez kolejny żarliwy pocałunek, jak ten zdecydował się przyspieszyć rytmiczne ruchy dłonią. Pozwolił Naruto wygiąć się w łuk przytłoczony przez nieopisaną rozkosz, aby zaraz mógł dojść z głośnym jękiem w dłoń Uchihy, brudząc ją tym samym. 
O Boże... - Zasłonił twarz rękoma Naruto. - Ja naprawdę go zabiję...
Sasuke odsunął się na bezpieczną odległość, siadając na posadzce, tuż przy łóżku. Nie widziało mu się oberwał poduszką czy pilotem od telewizora. Za bardzo cenił swoją idealną twarzyczkę. Gdy blondyn dochodził do siebie, brunet bez zastanowienia wytarł oblepioną sokami dłoń o pościel Uzumakiego. W końcu to było jego mieszkanie, więc o czyszczenie tych plam martwić się nie musiał. A nim blondyn się skapnie, że takowe istnieją, to ciecz dawno wyparuje. O ile w ogóle przejąłby się stanem świeżości poszwy. 
Naruto już myślał o zemście na swoim przyjacielu. Nie przeczekał nawet na odsapnięcie, bo ręka go świerzbiła od zadania jakichś głębokich ran brunetowi. Sądził, że to, co zrobił z nim przed chwilą, było totalnym przegięciem. Jeszcze go tak zostawił nagiego samemu sobie, nie kwapiąc się do założenia mu bielizny chociażby. No co? Zdjął, to równie dobrze mógłby i założyć, do jasnej anielki.
- To jak? Poddajesz się, kretynie? 
- Ty... ty... - nie wiedział, jakim go określeniem uraczyć. - Ty debilu do kwadratu! Nigdy się nie poddam! - Naruto poderwał się na równe nogi, by zaraz zlokalizować Sasuke i rzucić się na niego bez zbędnego gadania. - Zapłacisz za to! 
- Trochę grzeczniej i łagodniej! Myślałeś, że dam ci fory? Po za tym... - I tutaj onyksowe oczy błysnęły. - Wiem już mniej więcej, co w tobie siedzi, Naruto. Podobam ci się, co?
- Ani trochę!
- Nie bądź taki bez uczuć. Widziałem, że nie oponowałeś wtedy, gdy cię pieściłem, no i ci się podo...
Teraz to Naruto przerwał mu krótkim całusem. 
- Zamknij się - oburknął blondyn, a te cholerne plamy na polikach jak były, tak były. - No dobra... Przejrzałeś mnie. Zadowolony?
- I to bardzo. Tylko powiedz mi. Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś, że kręcą cię chłopy? Dobrze wiesz, że nie wyśmiałbym cię. No i ta akcja z zakładem byłaby wtedy zbędna. 
- Dobrze wiesz, że takie tematy nie są mi na rękę! No i kto normalny gada z kimś o czymś takim? - Odsunąwszy się od Sasuke, nałożył na siebie z powrotem tamtejsze gacie i porty. 
Uchiha w ciszy lustrował podczas tej czynności Naruto.
- Dalej cię nie rozumiem.
- Och, no... - Wywrócił oczami, siadając tuż obok niego na zimnej podłodze. - Nie widzisz tego, że podobasz mi się, idioto? No bo wiesz, ty i Sakura... No ten... Nie jesteście tacy sami... Ale ty... No... Ehm... - Swoim zachowaniem przypominał Hinatę, bo oprócz plątania się, rumieńca, zaczął bawić się własnymi palcami.
No cnotka, po prostu cnotka. 
Sasuke rozczulił taki widok przyjaciela. Pragnąc mu przerwać, zbliżył się do niego z zamiarem ucałowania jego czoła. Odgarnąwszy zbędne w tym geście kosmyki włosów, zrobił to, przy okazji pozwalając sobie na ciche zamruczenie niskim głosem niczym jak kocur. 
Szach mat, kretynie. 
Uzumaki z gracją jak u goryla odskoczył od zdezorientowanego Uchihy, który zastygł w powietrzu z ustami ułożonymi w dziubek. Kąciki warg u blondyna uniosły się ku górze, ukazując tym samym triumf z powodu wygranej. 
- Co tu się, do kurwy, stało? - spytał najgrzeczniej jak potrafił Uchiha, przywołując się do porządku.
- Wygrałem, to się stało! - Wycelował w niego palcem. 
- Co? - spytał głupio, nie mając gotowej pyskówki na coś takiego.
- Gówno! Zasady był proste; musisz wydobyć z siebie odgłos zadowolenia i muszę ja to u ciebie sprawić. A co to było przed chwilą? - Zachichotał. - A ja się wcale nie poddałem. To, że macałeś mnie po penisie nic nie zmieniło. Mnie ta umowa z jęczeniem nie dotyczyła.
No tak. Ale się dałem... Ech. 
- Dobrze. - Klasnął w dłonie. - Wygrałeś. Brawo, brawo... Ta. Niech ci będzie. - Nie ukazał po sobie odrobiny zaskoczenia, choć w umyśle działo się całkowicie co innego. Stracił czujność, po prostu. - To czego sobie wygrany życzy, hm? 
Tutaj blondyn uśmiechnął się rozbrajająco, a po plecach Sasuke przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ten wyszczerz nie świadczył niczego dobrego.
- Skoro już wiesz, że się w tobie podkochuję, idioto, to będziesz musiał... No nie wiem... W końcu masz przez tydzień robić to, co ci teraz rozkażę. Może... - Nachylił się nad jego uchem. - Będziesz ze mną chodził, co? - Był ciekaw, jak zareaguje Sakura, gdy zobaczy ich razem, trzymających się za rączki lub całujących na pożegnanie. Wściekłaby się. Zresztą nie tylko ona, lecz pozostałe fanki ciemnowłosego. 
- Ależ ja nie muszę udawać. - Chwycił go za koszulkę, przyciągając jeszcze bliżej jego twarz wprost do jego ust. - Będzie ciekawie... 
Po raz trzeci ich usta złączyły się, tym razem chcąc zapieczętować nowo powstały związek przez głupi, idiotyczny zakład.